W Strzeszkowicach stał młyn, którego właścicielem był Niemiec - Peppel. Wcześniej młyn był własnością Żyda nazwiskiem Szaja. Jednak gdy Niemcy wywieźli Żyda na Majdanek, młyn przejął Peppel. Później tę budowlę spalili partyzanci. Pod koniec wojny Niemcy musieli stąd uciekać. Peppel miał motor z koszem, i tam zabrał sobie jakieś walizy z najważniejszymi rzeczami. Ostatnią noc przed ucieczką nocował u nas. Ojciec chciał mu te walizki zabrać w nocy, pownosiłby je do stodoły, a Peppelowi nie zależałoby na szukaniu, bo i tak uciekał. Ale mama nie pozwoliła. Bała się, że Niemcy przyjadą i nas rozstrzelają. No i pojechał ten Peppel. Po wojnie, jak już byłem kawalerem, był rok może 1955, stałem sobie w Strzeszkowicach. Jakiś facet motorem jechał, zatrzymał się koło mnie i pyta: gdzie pan chce jechać? Mogę pana podwieźć! Mówię: proszę pana, ja tu, niedaleko, mieszkam. „Ale jak pan chce, to pan może się ze mną przejechać, ja jadę do Sobieszczan.” A, co mi zależy, mogę się przejechać. I opowiadał mi, że kopał studnię i pieniądze mu się należą, a ktoś mu nie wypłacił od razu, to pojedziemy we dwóch po te pieniądze. Pojechaliśmy, facet wypłacił pieniądze i postawił wódkę. Jeszcze wtedy tak nie ścigali kierowców. Zajechaliśmy też do niego do domu i zobaczyłem budynki murowane, kryte blachą, a wieś jeszcze drewniana i pod strzechą. Mówię do niego: to pan nie jest taki biedny, jak obdarty! Takie budynki pan wymurował! „A, panie! – mówi – za Niemców tak mi się poszczęściło. Jechał Niemiec motorem, wiózł walizki i nocował u mnie. Wjechał do stodoły motorem, żeby nikt go nie widział, ale w nocy przyszli partyzanci i Niemca zabrali. Motor i walizki zostały, no i było tam sporo pieniędzy.” Okazało się, że ten Peppel ujechał od nas tylko do Sobieszczan.
Według relacji Henryka Szlachetki
Dominika Lipowska