Stanisław Fryc (1926-2013 r.) mieszkał w Radawczyku. Będąc emerytowanym rolnikiem i rzemieślnikiem czynnie uczestniczył w życiu społecznym swojej miejscowości, parafii i gminy. Najpierw jako twórca kabaretu "Jeż", następnie od lat 80-tych autor tekstów piosenek i monologów do programów artystycznych Zespołu Śpiewaczego ze Strzeszkowic.
Swoje wiersze nazywał rymowankami. Układał je od niepamiętnych czasów. O swojej poezji mówił, że jest prosta i toporna, ale i jego życie takie było, a największą nagrodę i satysfakcję odczuwał wówczas, gdy widział uśmiechnięte twarze słuchaczy w czasie recytacji wierszy.
Źródło: Stanisław Fryc"Pisane na miedzy"
Tomiki poezji:
- Stanisław Fryc „Pisane na miedzy”, wyd. przez Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Niedrzwickiej, Niedrzwica Duża 2008
- Stanisław Fryc „W cieniu lipy”, wyd. przez Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Niedrzwickiej, Niedrzwica Duża 2011
W cieniu lipy
Pół wieku temu małe drzewko posadziłem
Na swojej działce, na pustym terenie
Trzydziestoletnim mężczyzną wtedy byłem
Planów i obowiązków miałem całe brzemię
Małej lipce to miejsce się spodobało
Bo na stałe korzenie tu zapuściła
A że blisko niej studnię się wykopało
Więc korzeniami chętnie wodę z niej piła
W miarę jak gospodarstwo się rozwijało
Dom, Obora, szopa, stodoła
Na lipie liści, gałęzi i konarów przybywało
W upał cieniem darzyła nas dookoła
Bo gdy latem kwieciem się okrywa
Czuje się miodnego zapachu głębię
Swoją wonią rój pszczół przyzywa
A w konarach gruchają dzikie gołębie
Teraz dwóch mężczyzn ledwo jej pień obejmuje rękami
Tak się rozrosła, tak okrzepła, pogrubiała
Szeroko rozłożonymi jej konarami
Podwórka powierzchnia pokryta jest cała
Gdy siedzę sobie w jej rozłożystym cieniu
A z kwiatu lipy pszczoły nektar zbierają
Rozmyślam sobie o tej przyrody istnieniu
Ze to miejsce chyba podobne do raju
Rozważam sobie, jakie to życiem kierują powody
A moja lipa jest tego przykładem
Gdy ją tu posadziłem była mała i słaba – ja silny i młody
Dziś jest potężnym drzwewm, a ja – starym dziadem!
Cuda natury
Po błękitnym niebie biały obłok płynie
Jest piękny, puszysty, słońcem prześwietlony,
Z zachodu przybył więc na wschodzie zginie
Z góry patrzy sobie na domy i pól zagony
Nie musi na granicach się legitymować
Nie sprawdzają jegoo bagaży
Może swobodnie sobie podróżować
Gdzie mu się tylko marzy
Tylko z wiaterkiem ma umowę na stałe
Bo z różną szybkością on w obłoki dmucha
Czasem leciutko, delikatnie, pomału
A czasem jest to burza, huragan, zawierucha
Podziw w człowieku budzi tu ziemska przyroda
Bo przecież obłok czy chmura z pary jest utkany
Mieści się w nim grad, śnieg i deszczowa woda
A taki ciężar tylko powietrzem jest podpierany
Rózne te zadania obłoki spełniają
Czasem takie drobne za dekoracje nieba
Latem przed skwerem – cieniem nas ochrania
Innym razem deszcz przynoszą, bo go bardzo trzeba
Czasem błyskawice z obłoków oślepiają
A nawet piorun uderzy w grzeszną ziemię
Potężne grzmoty w chmurach się przetaczają
Dają znak o potędze jaka w powietrzu drzemie
Czy to już starość?
Zapomnijcie o mnie, ja już nie istnieję
Nie jestem zalotna, bo się już starzeję
Stara jestem ja, stary jesteś ty
Młodość co minęła nieraz mi się śni
Nie pomogą kremy, nie pomoże róż
Na starość lekarstwa nie ma no i cóż
Posmutniały oczy, chodzę ociężała
Przeminęła młodość, starość mi została
Stara jestem ja, stary jesteś ty
Młodość co minęła nieraz mi się śni
Nie pomogą kremy, nie pomoże róż
Na starość lekarstwa nie ma no i cóż
Siedzę sobie cicho, pod zielonym lasem
I o młodych lasach myślę sobie czasem
Stara jestem ja, stary jesteś ty
Młodość co minęła nieraz mi się śni
Nie pomogą kremy, nie pomoże róż
Na starość lekarstwa nie ma no i cóż
Radość mego życia dziś jest moja chatka
Ona mnie wciąż tuli jak rodzinna matka
Memento Mori
Skądkolwiek byś pochodził
Z jakiejkolwiek gminy czy parafii
Nawet i po najdłuższym życiu
Na cmentarz misisz trafić
Nie jest ważne jak żyłeś
Czy bogato, czy całkiem ubogo
Czy i jakim autem jeździłeś
I jaką przez życie szedłeś drogą
Musisz pozostawi willę z wygodami
Maszyny, sprzęt i ziemi hektary
I konto bankowe z dużymi cyframi
Wszystko to zostawisz, czyś młody czyś stary
Bo nie wiesz w którym dniu, o której godzinie
Śmierć przyjdzie po mnie i po ciebie
Musimy zostawic majątek, rodzinę
I do "raportu" stawić się w niebie
A tam osądzą nasze ziemskie czyny
Zważą i zmierzą wszystkie nasze kroki
Po prawej co dobre, a po lewej winy
I sprawiedliwie wydadzą wyroki
Jeśli żyliśmy według przykazań Boga
Jeśli wiarę świętą zachować nam się dało
To przed duszą do raju otwarta będzie droga
A na parafialny cmentarz trafi nasze ciało.
Moja wioska
Czy znacie państwo tę wioskę małą
Co się Radawczyk zwie
O niej to dzisiaj trochę nieśmiało
Opowiedzieć ja chcę
Bo ta miejscowość, moja wieś rodzinna
Tyle uroku w sobie ma
O każdej porze roku jest inna
Nie znam piękniejszej niż ta
Z północy na południe według kompasu
Przez parę kilometrów rozniosła się
Nie ma na swoim terenie dużego lasu
Ale ma asfaltowe drogi dwie
Jedna w poprzek wioskę przecina
Ruch po niej niczym w stolicy
Dojedziesz nią do Bełżyc i do Babina
A druga pełni rolę obwodnicy
Trzy rzeki przez Radawczyk płyną
Dwie małe do dużej, tu łączą swoje wody
Łąki porosłe wysoką olszyną
Dodają mojej wiosce krasy i urody
Jest u nas Ośrodek Zdrowia, Szkoła Podstawowa
Są garaze Kółka Rolniczego
Jest Ochotnicza Straż Ogniowa
Na buchcie skup trzody i bydła rogatego
W naszym sklepie kupisz wszystko, co potrzeba
Nie musisz jechać gdzieś w dalekie strony
Tu codziennie kupisz świeżego chleba
Bo sklep dobrze zaopatrzony
Przysłowie mówi, że medal jest ze stronami dwiema
I trzeba przyznać że ono sens zawiera
Trzeba więc powiedzieć czego u nas nie ma
A wtedy ta opowieść będzie całkiem szczera
Nie ma u nas budynków krytych słomą
Nie zobaczycie za pługiem chodzącego rolnika
Nie ma nieuprawionej ziemi żadnego zagonu
Żadnych odłogów tu się nie spotyka
Za to w lładnych domkach mieszkają ludzie pracowici
W każdym jest elektryczność, gaz i telefony
Wszyscy dobrze się mają, z oświatą są obyci
Własnymi autami jadą w różne strony
Nasze pola uprawiają rolnicy maszynami
Nikt piechotą za pługiem nie chodzi
Plony zbiera sie u nas kombajnami
Z konia na kombajn przesiedli się młodzi
Z mojego monologu taki wniosek wynika
Ale może sobie z tego sprawy nie zdajemy
Że na przykładzie Radawczyka
My w nowej epoce już teraz żyjemy
Żarcik o okularach
Do zimnej klubowej świetlicy
Schodzą się okularnicy
Stół obsiadają jak kury grzędy
I będą się uczyć śpiewać kolędy
Bo tak każe zwyczaj stary
Więc każdy zakłada oklulary
Z poważną miną twarzy
Kolędowego tekstu widzi wyrazy
Ja z nikogo z Was nie szydzę
Bo sam bez okularów słabo widzę
A każda nasza piękna pieśniarka
Paraduje w okularkach
W czasie przerw gdy okulary leżą na stole
A my popijamy herbatke lub colę
To potem są różne hecyje
Gdy któraś zamiast swoich weźmie okulary czyjeś
Panie poznają je po zausznikach
Oprawkach, kolorach łańcuszków na szyję
Po maym zamieszaniu
Każda wie które okulary są czyje
No i każde okulary są na swoim nosie
Można sie skupić na swoim głosie
I ów głos dopasować do melodii muzyki
Co chętnie czynią wszystkie okularniki
Moje wiersze
Mój wiersz chłopski, prosty
Pisany w późne, nocne godziny
Jest niczym na miedzy osty
Albo nadrzeczne, smutne olszyny
Mój wiersz jest taki, jak życie moje
Nie ma w nim poezji wysokiej miary
Są tu pot codzienny, troski, niepokoje
I ciężka praca, co zgina moje bary
Mój wiersz jest skromny i lichy
Z trudem i prosto on się rymuje
Jest jak ja sam - biedny i cichy
Z trudu i znoju on sie buduje
Jest w moich wierszach wielka tęsknota
Za tym, co odeszło i już nie powraca
Ale jest także życiowa ochota
Że pokąd życia - dotąd moja praca