Pochodzący z Krebsówki Jacek Stec od lat mieszka w Irlandii. Tam pracuje i zarabia na spełnianie własnych marzeń. Jego pasją są podróże i pomimo swego młodego wieku ma ich na swym koncie imponującą liczbę. Relacje ze swych podróży, bogato oprawione fotorelacjami, prezentuje na stronie internetowej swojego projektu Adventure Hunters. Tam też można zobaczyć jak wiele krajów na licznych kontynentach już odwiedził.
W 2011 roku Jacek przesyłał nam do zamieszczenia na stronie internetowej GOKSiR relacje ze swej wielomiesięcznej podróży po Azji. W ekipie Adventure Hunters był wówczas także Marcin Łazowski z Polic k. Szczecina. Czytaliśmy wówczas o ich podróży koleją transsyberyjską, biwaku nad jeziorem Bajkał, przeprawie przez pustynię Gobi, trekkingu do stóp Mont Everest i wielu innych. W efekcie po powrocie z wyprawy mieliśmy przyjemność zorganizować w GOKSiR spotkanie z podróżnikami.
Aktualnie Jacek jest w Japonii i stamtąd przesyła nam raporty ze swojej wielkiej przygody na Dalekim Wschodzie. Relacje te wraz z przesłanymi zdjęciami zamieszczamy na naszej stronie internetowej. Czytając kolejne odsłony tego reportażu postanowiliśmy zorganizować kolejne spotkanie z Adventure Hunters. Odbędzie się ono w maju 2020 roku.
Adventure Hunters w Japonii
Przesyłane relacje dodawane są w kolejności chronologicznej zaczynając od najświeższej.
19 października 2019 r.
W drodze na Narita Airport
Cały dzień był taki zakręcony! Byłem w dzielnicy Akahibara, gdzie pochłonął mnie shoppingowy szal Mangi! Niestety dziś w nocy opuszczam Japonię. Jedenaście godzin lotu do Dubaju, potem przesiadka i kolejne osiem do Manchesteru.
Sajonara!
19 października 2019 r.
Tokyo centrum
Doszedłem dziś do wniosku, że uwielbiam to miasto! Chyba nigdy nie byłem w nowocześniejszym mieście niż Tokyo. Wsiadasz w kolejkę przewożącą pasażerów na sztucznie usypaną wyspę, gdzie znajduje się chociażby muzeum Toyoty. Kolejka prowadzi się sama. Z wyspy rozpościera się niesamowity widok na tzw. Rainbow Bridge, który jest obok czerwonej wieży telekomunikacyjnej stanowiącej wizytówkę Tokyo. To ogromne miasto, ale wszytko w nim działa i wszystko zostało zbudowane tak, aby w intuicyjny sposób służyć jego mieszkańcom.
Na koniec deszczowego dnia mokre ulice odbijały światła neonów. Widok ten przypomniał mi sceny z filmu „Blade Runner”. I właśnie teraz rozpuściłem się do reszty (kulinarnie) w przydrożnej knajpie, gdzie uciąłem sobie pogawędkę z sympatycznym (jak zwykle) Japończykiem, który pomógł mi zamówić jedzenie, ponieważ obsługa w lokalu nie była anglojęzyczna. Na koniec zapytał: dlaczego nie zostaniesz? Znajdziesz sobie Tu prace. Cóż, pomysł brzmi bardzo kusząco!
17 października 2019 r.
22:19 Nadal w Hiroshimie.
Jutro rano czas na powrót do Tokyo. Czuje ciągły niedosyt Japonii. Jutro w nocy planuję zagłębić się bardziej w nocne życie Tokyo w dzielnicy tysięcy neonów w Shinjuku, zjeść coś lokalnego z lokalnymi ludźmi w jednej z wielu małych knajpek, spróbować jakiegoś dziwnie wyglądającego jedzenia, w tym słodyczy. Musze czas do soboty 22:00 pm wykorzystać maksymalnie jak się da wciskając w to muzeum Toyoty.
A propos muzeów: dziś odwiedziłem Kure, niegdyś bazę Japońskiej marynarki wojennej. To tutaj w pełnym ukryciu zbudowano największy okręt wojenny drugiej wojny światowej: Yamato. Był jednym z wielu. Kure, podobnie jak Yamato, ciężko ucierpiało podczas amerykańskich nalotów. Yamato zatonął, jego ogromna replika stanowi główna atrakcje muzeum. Nawet jako replika robi wrażenie. Jak ogromna była to jednostka można się przekonać już na zewnątrz, gdzie po prawej stronie od wejścia znajduje się jedno z zastosowanych na niej dział. Siła rażenia musiała być potężna! W kolejnym muzeum, tuz zaraz obok, przemiły starszy japoński pan oprowadził mnie po wnętrzu ogromnej łodzi podwodnej, która (dosłownie) wisi nad wejściem do muzeum.
Usiadłem za sterami, mogłem poczuć się jak kapitan! Co podobało mi się w Kure to kompletny brak „zachodnich” turystów. Sami Japończycy. Podobnie w pociągu.
Cóż, jutro bullet train i powrót do kosmopolitycznego Tokyo!
Miyajima. Dwa dni temu popłynąłem promem na ta wyspę z Hirosimy.
Tak marginesie. Japończycy są przywiązani nie tylko do swojej tradycji i kultury. Czytają książki (w pociągu głównie turyści korzystają ze smartfonów. Japończycy, zwłaszcza Ci starsi, trzymają w ręku książki (tutaj czyta się z góry na dol, a nie od lewej do prawej) Używają również głównie gotówki. Czasem nie można płacić karta.
PS. Właśnie pobiłem rekord prędkości w poruszaniu się po lądzie: 278 km/h!
15 października 2019 r.
Hiroshima Peace Memorial
Stojąc w miejscu gdzie Amerykanie zrzucili bombę atomowa i patrząc na ruiny jedynego „ocalałego” tzn. stojącego jeszcze budynku, moim pierwszym uczuciem jest poczucie obrzydzenia. Bardzo podobnie czułem się odwiedzając Auschwitz. Nawet nie chcę tu sobie robić żadnego selfie. Ciężko usprawiedliwiać lub krytykować decyzje Amerykanów. Jedyne co powiem: gdym bym był jedną z osób decyzyjnych, paliłbym się tu ze wstydu, tak jak oni spalili tych ludzi. Dosłownie. W przeciągu sekund. Ponad 200 000.
Bylem świadkiem żenujących scen:
Scena nr. 1. Cztery dziewczyny z USA podchodzą do tzw. Peace memorial bell. Tablica mówi, że jeżeli jesteś za światem bez wojem, za życiem w pokoju,możesz zadzwonić. Cóż, ja to zrobiłem z szacunkiem. One z kolei (dokładnie dwie z nich) wsadziły głowy do środka kiedy pozostałe dla żartu pociągnęły za drewniany kolek aby zadzwonić. Miały dobry ubaw. Ja stałem zażenowany.
Scena nr.2. Młoda Amerykanka stała na moście, którego wypatrywali Amerykanie w trakcie zrzutu bomby (specyficzny kształt litery T) i robiła „selfistyczne” uśmiechy na tle Atomic Bomb Dome. Ojciec zwrócił jej uwagę. Chwała mu za to. Powiedział, że może robić zdjęcia, ale tu nie ma się z czego cieszyć i ma się nie uśmiechać.
Zrzucona bomba wybuchła o 8:15 rano, 6 sierpnia 1945 roku, ok. 600 metrów nad powierzchnia budynku z kopula, który stoi do dziś (Hiroshima Prefectural Industrial Promotion Hall) Stoi, ponieważ fala uderzeniowa go oszczędziła choć nie oszczędziła ludzi w środku. Po wojnie nie wiadomo było co z tym budynkiem zrobić, czy go rozebrać czy zostawić. Obecnie jest to obiekt wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
W drodze do Hirosimy zatrzymałem się w kolejnym obiekcie wpisanym na listę UNESCO. Zamek w Himeji to majstersztyk japońskiej architektury.
Po drodze nabyłem prawdziwe japońskie kimono i wachlarz. Jedno I drugie używane, z „second handu”, bo takie właśnie chciałem. Z duszą, a nie prosto z chińskiej fabryki tandety. Jedyną niedogodnością jest waga kimona, jest to kompletny zestaw. A ja noszę wszystko na plecach. Ale myślę, że warte jest to mojego poświecenia.
14 października 2019 r.
Universal Studios Osaka.
Właśnie oglądam Muppety po Japońsku! W 4 D! Chyba zgłupiałem do reszty, choć muszę przyznać, że po japońsku wygląda to jeszcze bardziej niedorzecznie i mam niezły fun! Dzisiaj i jutro mam tak zajęte zwiedzaniem i mocnymi emocjami, że nie mam za bardzo czasu pisać.
Wczoraj odwiedziłem pierwsza stolice Japonii w Nara z największym posagiem Buddy w Japonii. To trzeba zobaczyć, tego nie da się opisać słowami i zdjęciami. One nie oddają ducha dawnej Japonii. Nie oddają ogromu świątyń, kunsztu z jakim zostały wykonane, zapachu starego drewna zużytego do ich budowy. Kolorytu miejsca dopełniły całe stada saren i jeleni chodzących swobodnie pomiędzy ludźmi w oczekiwaniu na to, ze ktoś kupi im ciastko i je nakarmi. W drodze powrotnej do hostelu wpadłem na chwile do akwarium w Osace, które wg mnie również należy do obowiązkowego punktu programu zwiedzania w tym mieście. Olbrzymie rekiny wielorybie i płaszczki spokojnie płynące tuż za grubą szybą to na pewno widok, który zapamiętam na długo, choć preferowałbym zobaczyć je w ich naturalnym środowisku. Na pewno w końcu się uda gdyż mam licencje na nurkowanie tylko nie mam wystarczająco dużo czasu by jej częściej używać. Japończycy słyną z zamiłowania do motoryzacji i wszystkiego co się z nią wiąże, zwłaszcza tuningu. W plan wczorajszego zwiedzania udało mi się też wcisnąć Glion Car Museum, gdzie stoi kilka prawdziwych samochodowych rarytasów. Zdjęcia mówią same za siebie.
A co dziś? Dziś cały dzień miałem super fun w Universal Studios Osaka! Jazda z Minionami, Spider Manem, Dinozaurami z Parku Jurajskiego, Rekinami ze słynnych „Szczek” Spielberga, Muppetami i Terminatorem - wszystko w 4 D! Na koniec lot z Harrym Potterem ponad zamkiem w Hogwardzie. Wszytko sprawia wrażenie tak realnego, że w życiu czegoś takiego do tej pory nie doświadczyłem! Zdjęć robić nie wolno. Zresztą kto chciałby marnować swój czas na robienie zdjęć przezywając hollywoodzka przygodę swojego życia!
12 pazdziernika 2019 r.
Osaka.
Cały dzień leje, choć myślałem, że będzie gorzej. Zdołałem wyjść na zewnątrz i pochodzić po okolicy. Japończycy uwielbiają ,,slot machines”. Halas w środku jak na hali produkcyjnej! Poza tym znalazłem kilka lokalnych przysmaków. Colę o smaku jabłek i czekoladowe batony „KitKat" o smaku... no właśnie. Ciężko mi ten smak opisać, ale nie są złe. Pogoda ma się polepszyć, wiec pojadę do pierwszej stolicy Japonii w Nara (stolica Japonii została przeniesiona do Kyoto aby ostatecznie pozostać w Tokyo).
Cały dzień leje, choć myślałem, że będzie gorzej. Zdołałem wyjść na zewnątrz i pochodzić po okolicy. Japończycy uwielbiają ,,slot machines”. Halas w środku jak na hali produkcyjnej! Poza tym znalazłem kilka lokalnych przysmaków. Colę o smaku jabłek i czekoladowe batony „KitKat" o smaku... no właśnie. Ciężko mi ten smak opisać, ale nie są złe. Pogoda ma się polepszyć, wiec pojadę do pierwszej stolicy Japonii w Nara (stolica Japonii została przeniesiona do Kyoto aby ostatecznie pozostać w Tokyo).
Przestrzeń w Japonii jest cenna. Japończycy wyszli więc z bardzo praktycznymi rozwiązaniami.
11 października 2019 r.
Fushimi inari taisha shrine
Największa plaga obecnych czasów. Smartfon. Po co było jechać na drugi koniec świata? Przecież Japonię można zwiedzić na Google maps ze smartfonem w ręce siedząc gdziekolwiek indziej. Staram się ozywać telefonu tylko wtedy kiedy muszę. Inni ludzie dookoła raczej o to nie dbają. Poza tym ktoś musi przecież zostać dziś królową selfie sticks na Instagramie czy Facebooku!
Ze względu na zbliżający się tajfun postanowiłem zmienić plan podroży. Dziś w ekspresowym tempie zobaczyłem Fushimi Inari Shrine z setkami czerwonych bram Tori. To zdecydowanie coś, co trzeba zobaczyć będąc w Japonii. Ciesze się, ze znalazłem motywacje aby wstać wcześnie rano i tam pojechać, bo o wrzesnej porze można znaleźć tam jeszcze ducha japońskiego mistycyzmu bez okrasy tysięcy turystów mówiących we wszystkich językach świata.
Fushimi Inari
Imperial castle
No właśnie: języki świata. Słychać najbardziej tylko jeden. Najbardziej nielubiana przeze mnie grupa turystów to Hiszpanie. Zawsze głośni, nie potrafią zachowywać się cicho. W porównaniu do Japończyków zachowują się wulgarnie. W planach na dziś były jeszcze wpisane na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO: Nijo Castle oraz Kiyomizu Dera Temple z rzeszą młodych japonek ubranych w kimona, robiących sobie zdjęcia (oczywiście selfie stickami). Odnoszę wrażenie, że świat nimi stoi!
Kiyomizu Dera Temple
Już jestem w Osace, siedzę nad brzegiem rzeki z widokiem na Cale miasto. Tutaj zamierzam przeczekać sztorm. Czas zrobić check in. Odpocząć.
9 października 2019
W drodze do Nikko.
Zeszłej nocy poczułem jak zatrzęsła się ziemia, aczkolwiek w Japonii to nic nadzwyczajnego, gdyż takich wstrząsów rocznie tutaj są pewnie setki. Plan realizuję nadzwyczaj dobrze a nawet wykraczam sporo ponad jego ramy. Wczoraj rano odwiedziłem Muzeum Narodowe, następnie the Imperial Palace and Gardens w centrum. Tam przypadkiem spotkałem sympatyczne małżeństwo z Niemiec i jednego Francuza w podroży służbowej do Japonii. Pałac i ogrody zwiedziliśmy więc wspólnie. Później odwiedziłem legendarne skrzyżowanie w Shibuya i dzięki wskazówkom Francuza odkryłem nocne życie pełne neonów w Shinjuku.
Tej chwili podróżuje pociągiem mknącym ponad 200 km na godzinę w kierunku Nikko. Pogoda jest piękna, choć do wybrzeży Japonii zbliża się kolejny tajfun. Predkość wiatru wynosi ponad 170 km/h. Mam nadzieje go uniknąć, dlatego jutro zamierzam udać się bardziej na południe, do Kyoto.
Godz. 18:22: powrót do hostelu. Japończycy wymyślili tyle super rzeczy, ale łyżki i widelca nie dali rady... jeść zupę pałeczkami to dla mnie wyzwanie.
Ps. Nikko zasługuje na to, by znaleźć się na liscie UNESCO. Coś niesamowitego!
7 października 2019
Moje pierwsze wrażenia z Tokio? Czysto. Bardzo czysto. I bardzo uprzejmie. Uprzejmie na każdym kroku. Odebranie Japan Rail Pass na wszystkie pociągi oraz Tokyo Metro Pass: czysta przyjemność. Uprzejmość mnie poraża! Możemy się od nich uczyć obsługi klienta. Przechodziłem dziś przez niezbyt ruchliwą ulicę: pan policjant zatrzymał ruch, więc mu podziękowałem i przeszedłem na drugą stronę. Wcale nie aż tak głośno i tłoczno jak na 35 milionową metropolię. W metro cicho, nikt nie gada bzdur przez komórkę godzinami, każdy jedzie, nie drze gęby, nie śmieje się na cały regulator. Ani jednego śmiecia dookoła, w metro podłoga taka czysta, że sushi można serwować prosto z jej powierzchni. Sporo zieleni. Można wyskoczyć z biura w przerwie na lunch i zrobić sobie trochę Zen patrząc na kolorowe karpie lub modląc się w świątyni. Jeżeli lubisz drzewka bon sai musisz odwiedzić okolice Pałacu Imperatora. Takich makro mikro drzewek dookoła bez liku.
Japończycy kochają tzw. vending machines. Też uważam, że są super. Chce Ci się pić, jeść? Wszystko dostępne na każdym kroku ;)
Na uprzejmość trzeba odpowiadać uprzejmościa więc praktykuję mój japoński;)
Tokyo? I'm loving it!
6 października 2019
Niedziela 07:37 czasu lokalnego (dubajskiego)
Jeszcze w Dubaju, ale prawie na wylocie. Boeing B 777-300 nie jest już niestety tak komfortowy jak Airbus A380 wiec 9:45 godz. może okazać się już lekką trauma. Spotkaliśmy się z Pawłem i Konradem. Na koniec odprowadziłem ich do ich bramki, aby samemu później zalec na szezlongu i w półśnie przeczekać do 7 rano.
5 października 2019
Godzina... no właśnie ? Która godzina? Bo nie wiadomo jak liczyć. Czasu UK, czasu w strefie w której się właśnie znajduję (właśnie opuściłem polską przestrzeń powietrzną, przeleciałem koło Wrocławia i Krakowa, teraz lecę nad Słowacją) czy czasu w Dubaju, do którego właśnie lecę. W każdym bądź razie pozostało 4:45 min. do Dubaju i 2600 mil do pokonania. A to tylko wstęp. Po 7 godz. w Dubaju muszę złapać kolejny lot, a to kolejne 9:45 min. w powietrzu w drodze do Tokio. I 8 godzin różnicy w czasie pomiędzy Europą a Japonią. Tak zwany „jet lag” będzie nieunikniony, ale po podroży do Australii już wiem czego mam oczekiwać.
Japonię odwiedzić chciałem zawsze. Myślę, że duża w tym zasługa Richarda Chamberlaina i filmu „Szogun”, wyświetlanego w polskiej telewizji, kiedy byłem mały. Marzenia się jak widać spełniają, z tym, że trzeba na nie ciężko pracować. Po kulturze Majów i Azteków w Meksyku, który miałem przyjemność odwiedzić w lutym tego roku pomyślałem więc, ze czas na podróż na Daleki Wschód.
Airbus A380 to na pewno mój ulubiony samolot, a Emirates to na pewno ( obok Virgin) moja ulubiona linia lotnicza. Samo skrzydło tego dwupoziomowego samolotu ma niemal długość ulicy na której mieszkam. Jedzenie pierwsza klasa, serwis pierwsza klasa, system rozrywki na pokładzie podobnie. Masa filmów i muzyki do wyboru. Tym bardziej się cieszę, że lecę z nimi do samego Tokio.
Pozostała cześć ekipy Adventure Hunters (Paweł i Konrad) również leci właśnie tą samą linią lotniczą do Dubaju z Dublina, więc zobaczymy się już za kilka godzin na terminalu zanim odlecą do Hanoi w Wietnamie. Tym razem lecimy w odmiennych kierunkach. Po Japonii będę podróżował sam.
Ok, czas podziwiać chmury w kolorze zachodzącego słońca popijając lampkę czerwonego wina.